niedziela, 2 października 2016

Powrót.

Po prawie trzech tygodniach spędzonych w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie wreszcie wracamy do domu. Na chwilę możemy odetchnąć, nacieszyć się normalnością i wyprać całą stertę ciuchów. Swoją drogą ten przymusowy wypad kosztował tyle co wakacje, więc co się dziwić, że i pralka ma co robić.

Nadal nie wiemy czy Filip cierpi na mega rzadki zespół Wiskotta - Aldricha czy też to coś innego. Na wyniki (te i dwa inne) musimy jeszcze poczekać. Póki co 31 tys płytek przy wypisie i recepty do wykupienia. Powrót miał dwa etapy... Pierwszy chimeryczny Filipowy i senny mój. Drugi senny Filipa i moja melancholia i powracający dobry humor. Powrót umilały nam piosenki między innymi Laury Pergolizzi, czyli LP, co idealnie pasowało do całości.



Do tego po raz kolejny jesień udowodniła, że może być cudna. No to teraz czas wrócić do żywych (a przynajmniej próbować) zadbać o siebie, o blogi, o siłę i psychikę... A także żyć od morfologii do morfologii... I co ważne cieszyć się macierzyństwem, choć nie jest ono łatwe...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz