poniedziałek, 26 września 2016

Jesień...

Jesień. Od dobrych kilku dni króluje na salonach naszej codzienności. Całe szczęście dla nas, że ubrana jest w złociste kreacje, a nie brzydkie szare łachmany. 

Z tą jesienią to jest tak...lubię ją i jej nie lubię. Pierwszą połowę tą złocistą, obsypującą nas kolorowymi liśćmi i kasztanami, które co roku przy okazji spaceru zbieram z mężem. (No co? W każdym z nas gdzieś w środku jest ukryte dziecko. A przynajmniej powinno być. Ludzików póki co jeszcze nie robię, to tak pewnie za kilka lat jak Filip podrośnie. :-)) Wtedy jest tak klimatycznie, melancholijnie i możemy zobaczyć i doświadczyć upływu czasu. Druga połowa jest szara, zimna i ponura, przygotowuje nas do hibernacji jaką jest zima.

Wychodząc rano z hotelu mogłam nacieszyć się dobrodziejstwem pozytywnej jesieni. Słoneczko ogrzewało moją twarz, wiaterek próbował pocieszyć i dotlenić zmęczony organizm, a liście cieszyły oczy. Rześkie powietrze było tak przyjemne, że aż nie chciało mi się wracać do pokoju bez klamek w oknach. To właśnie na tym 5 minutowym odcinku na dobre dotarło do mnie to, że już mamy jesień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz