niedziela, 30 października 2016

Przemyślenia


Ostatnio żyję w biegu i to nie wychodząc z domu! Moja codzienność przypomina mini maraton… w biegu jem, piję, biorę kąpiel, myślę, rozmawiam przez telefon, a nawet śpię! Wszystko przez jednego małego człowieczka, który stał się moim szefem. Moje życie podporządkowane jest jemu...oczywiście uważam, że jest to normalne i z tym się liczyłam pragnąc zostać matką, jednak tempo, w którym dni w kalendarzu się zmieniają mnie zadziwia! Wczoraj było lato, a teraz jest środek jesieni. Zima też już jest w połowie drogi! Jeju trudno mi uwierzyć w to, że mój synek ma już 3 miesiące!

Wiecie co? Czasem w tym pędzie nachodzą mnie przemyślenia...czasem zajrzę do internetu, posiedzę przed telewizorem czy się wkurzę...Tak sobie myślę, że chyba potrzeba mi czegoś jeszcze poza muzyką… Otóż porządnego treningu, który pozwoli mi się spocić i wyżyć, a do tego doda pozytywnej energii. Najlepiej ze słuchawkami na uszach, aby było głośno, szybko i wyzwalająco!

A co do przemyśleń…

Tak się ostatnio zastanawiam jak to z nami ludźmi jest...Jak łatwo przychodzi nam ocenianie innych. Sami pragnąc komfortu wolności i prywatności. Nie znając drugiego człowieka, jego sytuacji, uczuć, poglądów obrażamy z łatwością. Wystarczy powiedzieć co się naprawdę myśli i już od razu jest się &*%*&*%!@. Dlaczego tak trudno jest się postawić w sytuacji drugiej osoby? Warto pomyśleć chwilę i przeanalizować co by było gdyby...Owszem nikt nie wie co by było, a i gdybanie mało potrzebne, ale czasami jednak warto. Może przynajmniej co niektórzy ugryzą się w język i nie będą wypowiadać się krzywdząco o kimś innym.

Każdy człowiek ma swoje życie. Swoje problemy. Sumienie. Poglądy, a także odporność psychiczną. Nigdy nie wiemy co nam przyniesie los, co nam rzuci pod nogi i czy temu sprostamy. Ale z tego co można zaobserwować, większość staje się ekspertami, którzy wszystko wiedzą i ze wszystkim sobie poradzą. Wypowiadają się na tematy, na które nic nie wiedzą. Problem znają tylko w teorii. Skąd więc to wymądrzanie? Po co obrażać kogoś, kto problem zna z autopsji? Po co zabierać wolność równocześnie pragnąc wolności?

Można się oczywiście z cudzymi wyborami i poglądami nie zgadzać, ale lepiej by było się nie wtrącać i zająć swoim życiem.

Dzisiaj przeglądając internet natrafiłam na coś, co wywołało te przemyślenia. Nie spodobały mi się komentarze pod pewnym tekstem. To jak ocenia się ludzi i wydaje opinie. Łatwo jest rzucać w kogoś kamieniem, a trudniej czekać aż ten kamień w nas trafi. Proponuję żyć i dać żyć innym. Po swojemu i na własnych warunkach.

czwartek, 27 października 2016

Uśmiech...


Jest tylko jeden taki uśmiech, który sprawia, że 5:15 nad ranem przestaje być 5:15... To on sprawia, że sen przestanie ciągnąć Cię za spodnie od piżamy z powrotem do łóżka. To uśmiech Twojego dziecka, które rozpromienia się na Twój widok. W tym momencie wiesz, że jest choć jedna osoba, która chce Cię widzieć, która Cię potrzebuje i dla której jesteś wszystkim (chwilowo i z wyjątkiem butli z mlekiem :-P). To najważniejsza i najmniejsza osoba w Twoim życiu, a potrafi dać niezłego kopa...
To uśmiech, którego potrzebuje jak kawy... 
 Jest jeszcze coś czego mi potrzeba... Głośnej muzyki, która jest jak dobry detox! :-)

piątek, 21 października 2016

...


Ostatnio doszłam do wniosku, że z moim synem nie da się przejść na zdrową dietę. Już na pewno mogę zapomnieć o 5 regularnych posiłkach. Skoro on nie je co 3 godziny to i matka jeść nie będzie! Tak więc nie pozostaje nic innego jak korzystać z okazji, gdy drzemie kilka, kilkanaście minut i przekąsić coś, co nie wymaga czasu i wysiłku. W sumie to i tak dobrze sobie wyglądam… O aktywności fizycznej też póki co nie ma mowy, chyba, że zaliczymy do tego bujanie kilka razy dziennie dziecia do snu i te tup tup tup po domu, aby zrobić to co się musi.

A tak mamuśka chciała wyciągnąć z lamusa steper i rozruszać stare kości. Hmm...a może by tak jakoś pokombinować i rozciągnąć czas?! Czas jak czas, ale czy starczy zapału i siły? A co tam, może spróbuje…

A co u synka? Rośnie mi mała przekupa, która butle MUSI mieć już teraz, zaraz bo koniec świata, a jak nie to cały blok wie, że Filip głodny. Jak wiadomo na głód nie pomaga nic… odwrócić uwagi nie da się niczym. Choćbyś człowieku stanął na głowie to nie pomoże. No, ale w przerwach można sobie urządzić małą pogawędkę (au, ała, ej itp.).

Tak więc kawa za kawą i do przodu...dzień za dniem.

sobota, 15 października 2016

Mój synek...


Kiedy patrzę na mojego śpiącego synka to najpierw zalewa mnie fala ciepła i czułości. Oczywiście te uczucia są wymieszane z dumą, że moje ciało potrafiło stworzyć lub przyczynić się do stworzenia tak idealnej istotki. Mój syneczek jest śliczny. Piękniejszego dziecka wyobrazić sobie nie mogłam! Jego uśmiech burzy każde napięcie, a ciepło tego maleńkiego ciałka jest fundamentem miłości. Także tej mojej i jego tatusia. 

Ale... (no jakieś ale zawsze być musi)

Gdy tak patrzę na mojego synka (śpiącego bądź nie) przychodzi otrzeźwienie i widzę te cholerne płytki. Ile ich jest teraz? Ile będzie ich jutro? Kiedy kolejne toczenie? Kiedy będzie bezpieczny?

Po chwili...

Ta wybroczynka już tu była?! Szczęście połączone z paniką. Uczucie przytłoczenia z pragnieniem normalności. Takie jest to moje macierzyństwo. Jest też odkrywaniem własnej wytrzymałości. Opanowania i cierpliwości. Jest nocnym wstawaniem... To także uśmiechy, gaworzenie i odkrywanie otaczającego świata... Do tego odkrywania zaliczają się balony, które mój synek chyba lubi ;-)

środa, 12 października 2016

Matczyna podświadomość kontra rzeczywistość..


Matczyna podświadomość kontra rzeczywistość.. To uczucie, kiedy twoje przeczucie się potwierdza jest niczym cios w żołądek... Czujesz ból, ucisk i dyskomfort...

Podświadomie wiedziałam, że liczba płytek spadła o kilka tysięcy, ale rzeczywistość po raz kolejny wyciągnęła z szafy strach. Wełniany, gryzący niczym niechciany upierdliwy sweter, który nosimy bo musimy.

Sfrustrowana matka po raz kolejny ma zszargane nerwy...

wtorek, 11 października 2016

Stres produkuje sentymenty...


Stres produkuje sentymenty... Gdyby dzisiaj ktoś powiedział mi że nie warto śpieszyć się do dorosłości (co dawno temu mnie wkurzało z tego co pamiętam) to bym mu nie tylko uwierzyła, ale jeszcze podziękowała za przestrogę. Dlaczego??? Ano bo teraz już wiem to czego kiedyś nie miałam prawa wiedzieć. Czyli, że dorośli mają jednak przerąbane - delikatnie mówiąc. ;-)

Kiedyś, gdy byłam jeszcze podlotkiem z głową w chmurach bardzo chciałam być dorosła. Chyba każde dziecko chce być dorosłe, stąd te zabawy w policjantów, nauczycielki, lekarzy, modelki i co tam jeszcze. Nikt się nie bawi (chyba) w dzieci będąc dziećmi. A może w tych czasach tak jest? Czy teraz dzieci się jeszcze bawią mając tablety, smartfony, komputery? Do rzeczy...wszystkich wkurzało to, że mamy pewne ograniczenia, szkołę na karku i rodzicielski monitoring. Prawda? Każdy twierdził, że dorośli mają zwyczajnie lepiej. Bo nie chodzą do szkoły i decydują o sobie... Coś w tym jest...

Teraz wiem, że bycie dzieckiem z całym tym bagażem to istny raj. I chętnie bym wróciła do dawnych czasów. Choć na jeden dzień...byle móc mieć dorosłość jako niewiadomą która kusi i jest intrygująca. Mieć mnóstwo marzeń, dziecięcej naiwności i brak odpowiedzialności, bo przecież o wszystkim myślą rodzice (a przynajmniej moi myśleli).

Tak więc jeśli ktoś Wam drogie dzieci mówi, że warto być dzieckiem to słuchajcie, bo oni wiedzą to o czym Wy przekonacie się później. A konkretnie, że życie daje w kość...szkoła, sprawdziany itp. to pikuś.

Do kogo zgłosić się z wnioskiem o bilet do przeszłości? Zostawię strach, zmartwienia, problemy i pofrunę do mamy, taty, koleżanek... Znów będę biegać wśród pól, bać się gąsienic...będę zagadać wiśnie z drzew i marzyć o księciu z bajki...

Takie tam i tym podobne myśli nawiedzają moją głowę, podczas jazdy samochodem.

Sfrustrowana matka ma stresa... Jutro kolejna morfologia i przrkonamy się ile płytek Fifciowi ubyło... Nerwy gonią nerwy...

A tymczasem zdrowo kontra procentowo było wczoraj... Ten stres mnie pożre! :-o

niedziela, 9 października 2016

Rodzic też człowiek ...

Rodzic to też człowiek, więc i jemu się należy coś od życia. A już na pewno regeneracja psychiczno-fizyczna po kilku tygodniach spędzonych w szpitalu. Tym bardziej, że wyników nadal brak i nie wiemy co jeszcze nas czeka. Idąc tym tokiem rozumowania postanowiłam razem z H, że zrobimy sobie 24 godzinny wypad do Poznania. Niby nic wielkiego, odległość od domu niewielka, a i samo miasto nie jest nam jakoś obce, ale jednak to chwila tylko dla nas. Oto przecież w tym wszystkim chodziło. Najpierw zameldowaliśmy się w uroczym i eleganckim hotelu, a później ruszyliśmy na miasto… Co prawda nici z filmu w klimatycznym małym kinie, ale za to kolacja była przepyszna, a nocny spacer po rynku romantyczny. Muszę przyznać, że hotelowe łóżko to istny raj po nieprzespanych w spokoju nocach i epizodach z łóżkiem polowym jakie mieliśmy w szpitalu. Tak więc wypoczęci ruszyliśmy na śniadanko… sernik z lodami i kawą z adwokatem – kalorycznie, ale raz nie zawsze. Oczywiście nie obyło się bez zakupów dla mamusi i synusia (mały dżentelmen wyrasta już z rozmiaru 56 i brudzi się zdecydowanie zbyt szybko;p ). Skoro mowa już o naszym szczęśliwiątku... to zostawiliśmy go pod opiekom dziadków. Chociaż wiedziałam, że jest bezpieczny to jednak dziwnie się czułam zostawiając go. Brakowało mi jego ciepełka wtulonego we mnie, główki wspartej na moim ramieniu i jego zapachu… 




Teraz już rozumiem co kiedyś miała na myśli moja bratowa!

Skoro o rodzicach mowa i ich człowieczeństwie... to stwierdzam wszem i wobec, że matka jako jednostka sama w sobie też jest człowiekiem i ma swoje potrzeby. Tak więc ten tydzień był czasem, który poświęciłam na podreperowanie siebie. Na początku tygodnia kosmetyczka i hybryda na pazurkach, a pod koniec fryzjer i powrót do blondu.

Teraz wypadałoby zabrać się za siebie jeszcze bardziej i zrzucić pozostałości po ciąży. Tak więc dieta, ale żądne tam ducany i inne takie wymyślności, dziwności, szkodliwości, tylko ograniczenie tego, co tuczące i pałaszowanie większej ilości warzyw i owoców. A i ruch by się jakiś przydał… nie licząc synowego bujania;p

A korzystając z okazji, że dziś jeszcze popełniłam kilka grzeszków, to łyczek wina za pomyślności! ;)

środa, 5 października 2016

Maraton


Panuje we wszechświecie takie przekonanie, że niemowlęta głównie jedzą i śpią (nie licząc napełniania pieluch), a co za tym idzie, rodzic może coś w tym czasie zrobić. Otóż moje (nasze) szczęśliwiątko postanowiło udowodnić, że tak nie jest, a przynajmniej, że są wyjątki od tej reguły (a jak wiemy zawsze są wyjątki). Tak więc Filip urządził sobie i nam maraton - jak najmniej snu w ciągu doby. Zaczęło się już w nocy, pobudka co dwie godziny. W dzień było już tylko gorzej - max 30 minut, a to i tak najlepiej by się spało na ramieniu u mamy! Mama nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie fakt że kręgosłup buntował się aż zapierało dech...

Ogólnie synuś spokojny, tylko nie senny. Kolek nie było, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Wieczorem zmęczenie sięgnęło zenitu, ale kąpiel jak zwykle spokojna, gorzej już z ubraniem. Mleczko, leki i sen...

Nareszcie walka z czającym się snem zakończona. Syneczek odpocznie, a mamusia napisze recenzje i spędzi miły wieczór z tatusiem. :-)

Tylko ile ten sen potrwa? Oby kilka godzinek - te jego zwyczajowe wieczorne pięć będzie wybawieniem...:-) :-) :-)

poniedziałek, 3 października 2016

#CzarnyProtest


Tematem nr 1 w ostatnim czasie jest aborcja, a raczej to, co politycy chcą w tej kwestii zrobić... Ogólnie rzecz biorąc jest głośno, czarno i protestowo. Kobiety łączą się w obronie swoich praw, wygłaszają swoje opinie i buntują się przeciwko temu co inni chcą im narzucić . Postanowiłam, że i ja zajmę stanowisko w tej sprawie. Jako kobieta. Matka (tym razem sfrustrowana podwójnie). I w końcu jako człowiek.

Ogólnie rzecz biorąc nie popieram aborcji. Jednak nie popieram także odbierania wolności wyboru, a to stara się zrobić nasz rząd. Owszem życie zaczyna się już od tej małej fasolki, ale co z życiem kobiety, której ktoś mówi co ma robić? Uważam, że każdy człowiek ma swój rozum i swoje sumienie. Kobieta także! Pozwólcie nam decydować, bo przecież w życiu nie wszystko jest czarne albo białe, jest jeszcze szare...

Panowie i Panie u władzy, wspierajcie kobiety!!! W nich / nas drzemie siła. Zapewniam, że nie jesteśmy bandą krwiożerczych morderczyń, które przy pierwszej lepszej okazji idą zabić swoje dzieci! Nie chodzi o aborcję jako taką, a o zwyczajną wolność wyboru i nie wpieprzanie się w nasze życie z brudnymi buciorami, bo sami macie nie jedno za uszami! Krótko i na temat.

niedziela, 2 października 2016

Powrót.

Po prawie trzech tygodniach spędzonych w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie wreszcie wracamy do domu. Na chwilę możemy odetchnąć, nacieszyć się normalnością i wyprać całą stertę ciuchów. Swoją drogą ten przymusowy wypad kosztował tyle co wakacje, więc co się dziwić, że i pralka ma co robić.

Nadal nie wiemy czy Filip cierpi na mega rzadki zespół Wiskotta - Aldricha czy też to coś innego. Na wyniki (te i dwa inne) musimy jeszcze poczekać. Póki co 31 tys płytek przy wypisie i recepty do wykupienia. Powrót miał dwa etapy... Pierwszy chimeryczny Filipowy i senny mój. Drugi senny Filipa i moja melancholia i powracający dobry humor. Powrót umilały nam piosenki między innymi Laury Pergolizzi, czyli LP, co idealnie pasowało do całości.



Do tego po raz kolejny jesień udowodniła, że może być cudna. No to teraz czas wrócić do żywych (a przynajmniej próbować) zadbać o siebie, o blogi, o siłę i psychikę... A także żyć od morfologii do morfologii... I co ważne cieszyć się macierzyństwem, choć nie jest ono łatwe...