niedziela, 19 lutego 2017

Weekend w szpitalu...


Weekend w szpitalu oznacza spokój. To zwolnienie tempa po tygodniu badań, konsultacji, zabiegów i bieganiny. Czas wtedy płynie inaczej, jakby zwalniał, nagle robi się ciszej (mimo płaczu dzieci), jakoś tak senniej...inaczej. Salę mamy do użytku własnego – bo izolacja. Nikt co chwilę nie wchodzi i niepotrzebnie nie stresuje. Można powiedzieć, że rodzice i dzieci mają wtedy labę. Oczywiście jeśli trzeba podać leki to podają, trzeba zmienić opatrunek to zmieniają, ale wszystko ogranicza się do tego co pilne, cały inny zestaw atrakcji znów zacznie się od poniedziałkowego poranka. W naszym przypadku również…

Leniwy klimat potęguje jeszcze pogoda, ciężka szara i mglista. Mgła przytłacza i otula, tworząc kokon i w jakiś sposób przygniata, a może i nawet wysysa energię. Taka była sobota i to właśnie w takie dni przypominam sobie, że w moich żyłach prócz krwi płynie jeszcze stres. Stres, o którym staram się nie myśleć, do czasu… Aż za moimi plecami nie zacznie skradać się potwór. Ubrany w łachmany, o szpetnej facjacie z wyłupiastymi gałami i długimi szponami. Strachem, zniechęceniem, smutkiem i wściekłością śmierdzi na kilometr. Skąd się bierze? Może z tej mgły… Cholera go wie. Ważne, że jest i chce mnie postawić do pionu. Chce mną zawładnąć i wpędzić w depresję, doła, przygnębienie, otępienie, a może nawet doprowadzić do furii. Z każdą sekundą się zbliża a ja kulę się coraz bardziej. Wychodząc z windy, powłóczę nogami, a oddziałowe barwy przyprawiają o mdłości. Nie mam siły unieść torby z nietkniętą gazetą, z książką czytaną na raty… Idę do celu, do szpitalnej sali. Do izolatki. Do mojego dziecka. Wiem, że muszę być silna, bo każdy tak mówi, bo tego każdy oczekuje, a szczególnie on… Filip. A może on niczego nie oczekuje, prócz miłości? To akurat ma zapewnione. A co siłą? To „MUSZĘ” mnie przygniata…

Bo wiecie, ja nigdy nie byłam przygotowana na takie atrakcje… Nie spodziewałam się takiego łubu - dubu w moim życiu. W NASZYM życiu. Nie wiedziałam, że jestem nosicielem takiego gównianego genu, który ubiera się w niewinną nazwę Zespół Wiskotta – Aldricha (WAS). Facetów u mnie w rodzinie na pęczki… nikt nigdy nic nie zdiagnozował... Więc dlaczego, ja? Dlaczego, mój Filip? Tych „DLACZEGO” jest od cholery, nie przynoszą odpowiedzi, a tylko wściekłość, więc przestałam pytać… Jest jak jest, walczymy, Filip walczy. I to jak walczy! Z uśmiechem!

To, że jest wojownikiem udowodnił już od pierwszych milimetrów swojego istnienia w mojej macicy… Przetrwał moje bóle brzucha, a przy takim obciążeniu genetycznym często dochodzi do poronień. Przetrwał zatrucie wód płodowych, dużą małopłytkowość...pojawił się jako cudny wymoczek i walczył dalej z płytkami, a raczej o płytki. Pożerał antybiotyki, sterydy, immunoglobuliny, a w międzyczasie mleko. Teraz walczy jeszcze silniej, o życie… normalne… bo jeśli się wszystko uda…

„To już nie doraźne, na chwilę, opanowanie sytuacji, ale wyleczenie. Szansa na pierwszy dzień w szkole, Pierwszą Komunię, czas na rozwijanie pasji, motylki w brzuchu, dorosłość...”

Dochodzę do sali z moim bagażem (tym na ramieniu i tym na plecach) i widzę moje szczęśliwiątko. Cudo z dużymi oczkami, w których jest nieopisana radość i ten uśmiech, który przegania nawet mgłę. Cały wyrywa się do mnie, by się przytulić i dać nawet kilka buziaków. Tak, tych mokrych i niezdarnych… A ze mnie spada cały ten smutny szajs...to MUSZĘ już nie ciąży i uśmiecham się jak głupia. Ta moje fasolka wyrosła na człowieczka, który jest Naszym promyczkiem w szarościach dnia codziennego.

Sytuacja opanowana… do czasu, aż nie zostanę sama z myślami i z potworem…

Wtedy jednak przypominam sobie ten uśmiech i wiem, że będzie dobrze. Musi być…skoro on walczy to i ja muszę. Więc biorę oddech , walę w pysk potwora… odpełza w cholerę…

Szanowni Państwo, można kochać z każdym dniem bardziej?! Otóż można! Ja kocham!

I tak jeszcze na koniec. Chcemy z całego serducha podziękować wszystkim za każde słowa wsparcia i otuchy!

2 komentarze:

  1. Aż łzy mi napłynęły do oczów. Trzymajcie się. Filipek jak widać jest silnym chłopcem. :*
    /Kamila Ba

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się wzruszyłam... silna jesteś Mamusiu! I żeby tak było do końca świata:) (oczywiście Wasze zmartwienie skończy się duuużo szybciej:)) //Ania Sz

    OdpowiedzUsuń