niedziela, 4 grudnia 2016

Grudzień zawitał...



Wraz z pojawieniem się grudnia w kalendarzu, w Warszawie pojawiła się zima. Nie można jej określić mianem stulecia, ale jest, a pierwszego poranka było naprawdę biało. W hotelowym holu, na oddziale w szpitalu, wszędzie dookoła święta. Świat oszalał! Choinki, ozdoby i Mikołaj odwiedzający dzieci w szpitalu. Trochę się pośpieszył, ale dzieci wiele a 6 grudnia jest jeden więc musiał zacząć od choruszków. ;) Do Filipa też trafił prezent i to całkiem spory. Pluszaki, książeczki, kolorowanka itp. Wiem, że jest jeszcze malutki, ale zabawki nie zając nie uciekną a z kolorowanki mamusia się ucieszy i zaraz się odstresuje. Od zawsze lubiłam kolorować… Pod koniec listopada również dzieciaki dostawały upominki. Pluszowe zabawki od dzieciaków/młodzieży poprzebieranej za coś tam. Podobno był dzień misia czy jakoś tak – kremowy miś u góry zdjęcia trafił wtedy do Fifa. Jakby nie patrzeć miłe gesty, co prawda mój synuś jeszcze nie czai co się dzieje, ale inne dzieciaki mają frajdę a i mojemu pamiątki zostaną. W końcu szpitalnego epizodu z życia nie wymażemy. 



Tak więc wszędzie rodzi się klimat świąteczny. Jednak ja tego w tym roku nie czuje. Nie umiem się cieszyć zbliżającymi się świętami. W moich uszach zamiast świątecznych hitów, króluje Indila i jej „Derniere danse” i to tak głośno jak się da (dziś moja noc w hotelu a do tego słuchawki pod ręką i w uszach). Wyjdę na wariatkę jeśli napiszę, że mam ochotę podpalić te świecące choinki, które na każdym kroku atakują mój zmysł wzroku? Moje myśli. I przywołują brutalną codzienność, bo przecież nie mam pewności, że święta spędzimy w domu, przy wigilijnym stole, łamiąc się opłatkiem i jak co roku jadąc do mojej rodzinki po kolacji. Spadające płytki, wybroczyny i krew mnie terroryzują. A przecież te święta miały być najpiękniejsze… Już niedługo wybiję północ. W kalendarzu pojawi się 5 grudnia. To właśnie tego dnia dostałam najpiękniejszy prezent mikołajkowy w życiu. Rok temu na teście ciążowym pojawiły się dwie kreseczki. A ja tym samym mogłam ofiarować cudny prezent mojemu ukochanemu mężowi. Od tamtej pory w moich oczach jest tatą. Pamiętam jego minę, nasze podniecenie i tajemnicę, bo tak cudną nowinę (potwierdzoną przez lekarza i usg) zostawiliśmy najbliższym jako dodatkowy prezent gwiazdkowy. A teraz równo rok od tamtego czasu moje cudo leży w szpitalnym łóżku i póki co może zapomnieć o normalnym dzieciństwie. A ja marze o innym prezencie… O dawcy, który szybko się odnajdzie. Dziś na oddziale panowała leniwa niedziela. Więc ogólnie luzik i spokój. No nic, prędzej czy później będę musiała pomyśleć o kilku upominkach… A teraz skorzystam z kolorowanki i kredek Filipa! Na chwilę znów stanę się dzieckiem i przeniosę do świata kolorów! A potem skorzystam z wygodnego, hotelowego wyrka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz