piątek, 20 stycznia 2017

Kolejny wypad po płytki...



Ostatnio mam wrażenie, że moje ciało wpija stres jak gąbka wodę. A poziom kryzysowy na skali pojawia się, gdy moja stopa przekracza próg oddziału szpitalnego. Szczególnie, gdy oddział pełen jest chorych dzieci a Filip musi unikać wirusów i całej tej reszty. Wtedy to w żołądku mam jeden wielki supeł... Każdy kaszel słyszany na korytarzu czy w naszej sali przyprawia o dreszcze. I tym razem nie obyło się bez pobytu w szpitalu, płytki znów spadły do 6 tysięcy. Na szczęście, tym razem wystarczyło jedno toczenie, żeby płytki podrosły do 46 tysięcy. Tak więc trochę więcej niż 24 godziny w zamknięciu sali i w stresie... Kolejna morfologia za 3 dni. 

Już drugi raz przyszło mi leżeć na tym samym łóżku i patrzeć w to samo okno. Na tym oddziale oczywiście...Ile jeszcze takich płytkowych pobytów nas czeka?

Przewijając na śpiocha synka wczorajszej nocy (co jest nie lada wyczynem) doszłam do wniosku, że więcej guzików ma tylko ksiądz w sutannie albo nawet nie!Ile to niepotrzebnych guziczków ma takie małe ubranko. To i tak szczęście, że chociaż krój normalny i nóżki można było szybko włożyć w odpowiednie miejsce i po kłopocie, bo przy innym zestawie było by jeszcze trudniej z tym moim wiercipiętą. 

Nocka raczej do spokojnych nie należała... Poprzednie tez... Mój mysiu pysiu ma ostatnio lekki sen albo raczej bardziej lekki niż zwykle :-P. Ciekawe co czeka mnie dziś. Mój mały szefuńcio śpi sobie słodko w swoim łóżeczku a ja mam chwilę na umycie butelek, napisanie notki, przebranie się w piżamę i zaparzenie herbaty, a potem myk do łóżka. Czuje się jak zombie… 

Ostatnio tak wiele się dzieje, że ledwo ogarniam… Filip podbija internet i świat, a My przekonujemy się ilu jest dobrych ludzi na świecie. Wprost nie mogę uwierzyć jak duży jest odzew na nasz apel i pomoc dla naszego szczęśliwiątka! Wszystkim Dziękujemy za dobre serducha!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz