Panuje we wszechświecie takie przekonanie, że niemowlęta głównie jedzą i śpią (nie licząc napełniania pieluch), a co za tym idzie, rodzic może coś w tym czasie zrobić. Otóż moje (nasze) szczęśliwiątko postanowiło udowodnić, że tak nie jest, a przynajmniej, że są wyjątki od tej reguły (a jak wiemy zawsze są wyjątki). Tak więc Filip urządził sobie i nam maraton - jak najmniej snu w ciągu doby. Zaczęło się już w nocy, pobudka co dwie godziny. W dzień było już tylko gorzej - max 30 minut, a to i tak najlepiej by się spało na ramieniu u mamy! Mama nie miałaby nic przeciwko, gdyby nie fakt że kręgosłup buntował się aż zapierało dech...
Ogólnie synuś spokojny, tylko nie senny. Kolek nie było, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Wieczorem zmęczenie sięgnęło zenitu, ale kąpiel jak zwykle spokojna, gorzej już z ubraniem. Mleczko, leki i sen...
Nareszcie walka z czającym się snem zakończona. Syneczek odpocznie, a mamusia napisze recenzje i spędzi miły wieczór z tatusiem. :-)
Tylko ile ten sen potrwa? Oby kilka godzinek - te jego zwyczajowe wieczorne pięć będzie wybawieniem...:-) :-) :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz